Kulawo dzisiaj będzie, bo ciężko jest pisać z zamrożonym mózgiem. Mój zdecydowanie dziś zamarzł, wyczerpany myśleniem o niczym poddał się temperaturze. Do 14.00 leżałem i kisłem. Jest dzień święty i kisnąć można, nikt nie zabroni.
A noc przedświąteczna była przyjemna. Tańce, romanse, awantury – prostych, młodzieńczych rozrywek nie brakowało. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś tak przyjemnie całował mnie w szyję – z wyczuciem, używając nie tylko ust i języka, ale też oddechu. Nie pamiętam też kiedy ostatnio ktoś napadł mnie nad ranem próbując wymusić 20 polskich złotych. Dla mnie byłaby to gra nie warta świeczki. W każdym razie ostatecznie nic się nie stało i 20 polskich złotych zostało w moim portfelu. Opatrzność czuwała.
Sarah Vaughan mnie skleja. Powoli dochodzę do siebie, nabieram ładu i składu, myśli już nie uciekają i nie chowają się po kątach. Harmonia jest blisko, równowaga w zasięgu ręki. Jeszcze 5 minut i będę w stanie wziąć się za czytanie, słowa nie będą się rozjeżdżać, sens nie będzie umykał co pół zdania. A jak nie czytanie to chociaż jakiś film. „Vertigo”, to jest dobry pomysł. Mało dialogów, dużo obrazów i piękna muzyka Bernarda Herrmanna. Wprawdzie nigdy nie zachwycałem się urodą Kim Novak, ale obsesja w wykonaniu Jamesa Stewarta przemawia do mnie w stu procentach.
Ale to zaraz, najpierw jeszcze 5 minut z „Experience Unnecessary”. Sara Vaughan na Trzech Króli: