Sibylle Baier – Softly

Niedawno odkryłem jej piosenki. A na blogu Maroon Bible znalazłem o niej to:

 „The story behind this album is pretty incredible. Sibylle Baier was an aspiring folk singer and actress in Germany in the early 70s. Between 1970 and 1973, inspired a trip she had just taken through the Alps, she recorded a series of songs in her home on a reel to reel recording device. However, she never really managed to get her career going, and ended up moving to America and dedicating herself to raising a family. Thirty years later, her son made a CD of the songs to give to family members. He also happened to give a copy to his buddy, J Mascis of Dinosaur Jr. Mascis in turn passed it along to his buddies at Orange Twin Records, a label run by a couple of Elephant 6 folk. They released it.”

Jaram się, nie powiem. Jej piosenki są naprawdę piękne, możecie sprawdzić, że nie kłamię. Wokal przyjemny, kojący. Teksty głębokie, silne, ukazujące wielką wrażliwość jak i dojrzałość Sibylle Baier. Bo wrażliwość bez dojrzałości brzmi czasem płytko bądź zbyt egzaltowanie. Tu tego nie ma, tu jest czysta przyjemność słuchania, refleksja i odpoczynek. I talent oczywiście.

Brakowało mi takiej muzyki ostatnio. Muzyki do siedzenia w „Czułym Barbarzyńcy” między książkami i delektowania się czasem, myśląc jednocześnie o tym co mnie otacza i o tym co mnie dotyczy. O doświadczeniach i ludziach. O tym, że warto żyć, nawet gdy jest ciemno i zimno, samotnie i cicho, gdy wiatr wieje w twarz. Może nawet szczególnie wtedy warto. O tym, że w wszystkim można odnaleźć coś pięknego, a co najmniej pogodnego, pozytywnego. W każdej ze składowych codzienności.

Brakuje mi trochę ciepła. Dotykam swoich ust i staram się sobie przypomnieć ostatni pocałunek który poruszył moje emocje, wprawił je w ruch, ostatni pocałunek który był czymś więcej niż kolejną nieudaną próbą zapełnienia pustki. Trochę już minęło czasu od tego pocałunku, a ja dalej poruszam się między kobietami jak dziecko we mgle, wiedząc czego pragnę, ale nie wiedząc co może mi to zagwarantować. Ostatnio zrozumiałem, że najpierw powinienem zmienić siebie. Więc zmieniam, rozwijam się, dojrzewam powoli. Jednak w dalszym ciągu jestem niecierpliwy i ciągle nie mogę się pogodzić z tym, że muszę na coś czekać. Pustka dopada mnie często. Czuję ją, gdy siedzę sam w mieszkaniu. Czuję ją też po każdej nieudanej próbie. Odzywa się gdzieś wewnątrz, pod sercem, czasem przy sumieniu. Mówi, że nie powinienem próbować, że powinienem zająć się sobą, że zapełnić ją mogę tylko ja sam. Obiecuje, że zniknie gdy zacznę się akceptować. Obiecuje, że zniknie, gdy przestanę ranić innych. Obiecuje, że zniknie, jeśli będę nad sobą pracował. A ja często o tym zapominam.  

„Softly in my heart of mine I talk to you” – bardzo mi się to podoba.