Piątkowo, nieco żywiej.
Ubrany i dopieszczony w rytm głową kiwam. Zaraz wyjście numer dwa. Wyjście numer jeden było już jakiś czas temu – z mieszkania do kawiarni. Teraz ładuję się kawą i muzyką by za kilkanaście minut rozpocząć zwiedzanie miasta. „Get off my cloud” w wersji hiszpańskiej brzmi całkiem przyjemnie.
O tak, iść rytmicznym krokiem, czasem się zatrzymać, rozejrzeć, przytupnąć, znów ruszyć, uśmiechnąć się do tej i do tamtej, innej oczko puścić, gumę pożuć, papierosa zapalić, do klubu wstąpić, zatańczyc ram tam tam, złapać ją za dłoń, obrócić-unieść-opuścić, po tańczeniu zagadać, rozbawić, znów na parkiet zaciągnąć, obrócić-unieść-przytulić, numerami się wymienić i dalej w miasto, raz parkiem raz między kamienicami, spotkać przyjaciół przypadkiem całkiem, przyłączyć się do nich… itd.
Zmęczyła mnie ta wizja.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że stare piosenki zostaną zagrane w warszawskim Śnie Pszczoły pod koniec października. Jak dowiem się czegoś więcej to dam znać.
Miłej nocy.