Nie wyspałem się a ona zaprosiła mnie do siebie. Co za błąd. Nie przewidziałem tego w całej swojej bezsenności. Myślałem, że pojadę pod jej mieszkanie, wezmę ją na szybką kolację, odwiozę i grzecznie wrócę do domu dogorywać. Gdy ruszałem była 22.34, gdy zaproponowała mi herbatę 00:15, wczoraj zasnąłem po piątej, wstałem przed ósmą; chciałem wracać do domu, wszedłem na herbatę.
– To nie jest dobry pomysł, mało spałem, jak do Ciebie wejdę to po chwili zemdleję.
– Nic nie szkodzi.
Czuje się nieswojo, gdy kobieta zaprasza mnie do siebie nim opowiem jej cały zestaw historii o tym, jak bardzo nie należy zapraszać mnie gdziekolwiek, nawet jeśli jest to najbardziej niewinne zaproszenie.
Ale jestem tu, piję herbatę, poprosiłem ją o parę kartek i długopis, puszczam piosenki, ona przygotowuje swoje projekty na studia. Coś mi to przypomina, albo nic nie przypomina. Dobrze wiem, że nie powinienem ufać swoim skojarzeniom i wspomnieniom po bezsennej nocy. W ogóle nie powinienem myśleć, bo trochę jak wilkołak – mogę narobić szkód w nocy a rano się obudzić i nic nie pamiętać.
Tak to jest z tą bezsennością, siedzę i pierdolę głupoty sam do siebie, a ona ma zgrabne łydki, blond włosy, usta akuratne, jedynym serialem jaki oglądała było “Twin Peaks”, dużo czyta. I co z tego wynika? Nic z tego nie wynika.
– Przepraszam, ale mam straszny bałagan w samochodzie.
– Lubię bałagan.
Nic z tego nie wynika. Trzyma Faulknera w kiblu i mówi, że tam jest jego miejsce, nie lubi jeść rękoma, nie zarywa nocy. Piję jej herbatę, słucham Reny Rolskiej, chyba jestem sobą, choć w bezsenne noce nie mogę sobie ufać. Poprosiłem ją o poduszkę i poszedłem na materac. Znam swoje miejsce na dzisiaj. Ufam temu kawałkowi podłogi bardziej niż sobie.