Wiera Gran – Nie Kocham Cię

Nie miała w sobie nic złego, była tylko wyobrażniem, zjawą która pojawiła się w mojej starej, małej  wannie, kąpiącą się ze mną, radosną. Nie wiedziałem, że samotność ma tylke wspólnego z alkoholizmem ,że wgryza się głęboko pod skórę, zatruwa krew, na koniec zsyłając deliryczne wizje.

Leżę w wannie bez ruchu a nieistniejąca kobieta masuje moją klatkę piersiową gąbką, której nie mam. Nie wiem czy się niepokoić, czy po prostu pozwolić tej halucynacji umyć mnie całego. Nie jest zbyt wyraźna, ma jasne włosy, jej skóra lekko prześwituje, chciałbym jej dotknąć, ale nie jestem w stanie ruszyć rękoma. Może to poraliż senny? Sam nie wiem, ale nie protestuję więcej i czekam aż cała ta dziwna scena dobiegnie końca.

Skóra już zaczęła się marszczyć, gdy zjawa w końcu się rozmyła. Spłukałem gorącą wodą resztki mydła. Wycierałem się długo i dokłanie, rozglądając się po łazience. Brudne pranie wysypywało się z kosza, kurz był wszędzie, poza wanną, sedes nie myty od miesiąca. Syf. Przedzedł mnie nieprzyjemny dreszcz, ale po chwili pojawiła się uspokajająca myśl: „Przecież ostatnio i tak nikogo tu nie zapraszasz”.

Na Facebooku nowe powiadomienia, nawet wiadomość jakaś, żyć nie umierać. Wyniosłem kartony po pizzy na korytarz i wróciłęm do łóżka. Ktoś coś polubił, ktoś coś skomentował. Co mnie to do cholery obchodzi. Zatrzasnąłem komputer i poszedłem do kuchni. Sytuację oszacowałem na dwie godziny sprzątania, wziąłem się do roboty. W połowie zadzwonił szef, „zrób  to, zrób tamto, dlaczego nie zrobiłeś tego”, odpowiedziałem sprytnie, bo umiem sprytnie odpowiadać. Niech mówi co chce, dziś już nie siadam do komputera. Skończyłem sprzątać i wyszedłem do sklepu. Co kupić? Nie pamiętam kiedy ostatni raz gotowałem. Kurwa, mogłem jakąś listę zrobić chociaż. Może pomidory, tak pomidory, pomidory to doby pomysł. Potas, dużo potasu i dobre są. Czosnek, oczyszcza. Pieczywo, niech będzie z ziarnami. Makaron, z makaronu zawsze coś się wyrzeźbi. Cebula, oregano, zioła prowansalskie, papryka, cukinia… Po cukini pomysły się skończyły. Ah, jeszcze masło, oliwa… Paprotki na wyprzedaży, cztery pięćdziesiąt, biorę, przyda mi się jakaś zieleń w mieszkaniu. O tak paprotko, kupuję cię i będę cię podlewał i urośniesz wielka.

Wróciłęm i zacząłem rozpakowywać zakupy. Ty do lodówki, ty na półkę a ty do koszyczka. Na końcu ustawiłem paprotkę na środku parapetu i podlałem. Wstawiłem wodę na makaron, pokroiłem pomidory i cukinię, zacząłem sprzątać łazienkę. Czułem się już trochę lepiej. Znów zadzwonił telefon:

– Mogłeś po prostu powiedzieć, że nie chcesz się już spotykać.

– Ale ja chcę się jeszcze z tobą zobaczyć.

– Pierdolisz, ciągle mnie ignorujesz.

– Po prostu nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś tak często do mnie pisał. Nie wiem nawet co ci odpowiadać.

– Coś miłego.

– Dużo zdrowia.

– Pierdol się!

Makaron trochę się rozgotował, ale ratowałem sytuację na tyle ile mogłem. Nie było to danie życia, ale zjadłem ze smakiem. Pełny brzuch zawsze poprawia humor i daje trochę spokoju. „Coś miłego”? Co jej kurwa miałem powiedzieć. Powiedziałem wcześniej, o sobie, dużo, może zbyt wiele, więc o co jej chodzi do cholery. Ostatnio ciągle to samo: Kasia, Ula, Teresa, Ania, Sylwia, dobre dziewczyny, jak wszystkie inne, nawet ruchały się podobnie a już na pewno mówiły to samo. Ja pewnie też nie dałem im nic nowego, byłem kolejnym Piotrem, Irkiem, Zbyszkiem, Danielem, Andrzejem… W internecie rozmowy przebiegały całkiem obiecująco – żarty sytuacyjne, dużo zainteresowań, trochę flirtu. Potem spotkanie, dużo patrzenia w sufit albo między stopy. Piły kawę, piły drinki, potem nie było co robić więc się rozbieraliśmy. Po wszystkim papieros, niech ta smutna scena będzie choć trochę filmowa. Potem do domu, parę dni, telefon. „Powiedz mi coś miłego”. Może napiszę Wam na tablicy jak zajebisty czas spędziłem z wami, a na Instagram wrzucę zdjęcia waszych cycków?

Wróciłem do łóżka i na nowo zacząłem robić wokół siebie bałagan. Wypaliłem pół paczki papierosów, grałem w jakąś durną grę, napisałem status o tym jak zajebiście dziś wysprzątałem i jak smakowity makaron ugotowałem. Zwaliłem konia. Zasnąłem. Żeby było choć trochę bardziej filmowo, gdy zasypiałem znów pojwiła się zjawa. Głaskała mnie po głowie i szepnęła: „Dobranoc”.

starepiosenki