Sunforest – Magician In The Mountain

Wreszcie się udało, nie ma mnie na chwilę dzięki „Magician in The Mountain”.

Koszula w kratę, spodenki bardzo krótkie, stopy bose. Trawa miękka. Widzę drzewa których nazw nie znam, ale bardzo mi się podobają. Gęsto ich i są liściaste. Zakręciłem w powietrzu dwa i pół kółka palcem, wskazałem na pustą przestrzeń i pojawił się zamek. Ależ ładny ten zamek. Kieruję się w stronę wysokiego na trzy metry portalu. Wchodzę.

Są dywany, ale nie tak miękkie jak trawa. Jest kominek, ale postanowiłem, że nie będę wyczarowywał ognia. Za ciepło i tak. Pomyślałem sobie, że przydałyby się kamienne, kręcone schody i pojawiły się kamienne, kręcone schody. Wchodziłem po nich długo. Z tą ich kamiennością to nie był dobry pomysł, bo zmarzły mi stopy. Wyczarowałem grube, wełniane skarpety. Wyglądam teraz trochę zabawnie, ale jest przyjemnie. Rozglądam się. Na prawo korytarz i dziesiątki drzwi. Na lewo to samo. Idę w lewo i wybieram trzynaste drzwi po prawej stronie. A tam  biblioteka. Wielka, że ho ho. I złożona tylko z książek które zawsze chciałem przeczytać, albo które kiedyś będę chciał. Taka przewidująca biblioteka. Wychodzę. Następne drzwi to balkon. Poczułem przyjemny wietrzyk na twarzy. Zobaczyłem góry wysokie pod samo niebo, lasy sosnowe i orła bielika podczas lotu.

Trzecie drzwi to komnata. W komnacie cuda niewidy. Fotele z różnych epok, fortepian, łoże z baldachimem, obrazy George’a Grosza (skąd one się tu wzięły?) i Księżniczka. Uśmiecham się i ruszam w jej stronę powolnym krokiem. I kończy się kawałek.

I tak za każdym razem.

George Grosz – Liebespaar in den Dünen